25 października 2011

oo3

  Stałam na środku korytarza i go obserwowałam. Nie pozwoliłam mu się podwieźć rano do szkoły; skłamałam, że boli mnie głowa i pójdę na drugą lekcję.
  Lustrowałam każdy jego beztroski ruch: to, jak odchylał głowę do tyłu za każdym razem, gdy się śmiał z jakiegoś żartu jego kolegów. To, jak wymachiwał rękoma, gdy chciał przypomnieć znajomym, że to on teraz mówi i mają się uciszyć. To, jak się nagle odwrócił i nasze oczy się spotkały.
  Jego kąciki ust powędrowały ku górze i po paru sekundach był już przy mnie.
- Hej - powiedział Peter i pocałował mnie w policzek - Już ci lepiej?
- Co? Ach, tak. O wiele - spróbowałam się uśmiechnąć najlepiej jak umiałam, ale poczułam, że wyszedł mi grymas.
  Zatopiłam wzrok w jego błękitnych oczach. Były niczym ocean późną nocą, a światło odbijające się w nich było jak odbicie księżyca na tafli wody.
- Wszystko okej? - zapytał, widząc moje dziwne spojrzenie.
  Poczułam, jak do oczu zbierają mi się łzy, więc szybko zamrugałam i odchrząknęłam.
- Pewnie - odwróciłam wzrok, udając, że szukam kogoś w tłumie. Gdzieś dalej ujrzałam moją przyjaciółkę - Spotkamy się później, muszę znaleźć Dianę - znowu zrobiłam ten dziwny grymas, zamiast się uśmiechnąć i pobiegłam w stronę koleżanki.
  Gdy już ją dogoniłam zobaczyłam nagle, że nie jest sama. Stała przy swojej szafce i rozmawiała z Taylorem. Byli bardzo pogrążeni w jakiejś dyskusji, więc postanowiłam im nie przeszkadzać. Zamiast tego ominęłam ich szerokim łukiem i poszłam w stronę mojej klasy.


  Nigdy nie oczekiwałam wiele od życia. Zawsze przestrzegałam zasad. Nigdy się nie wychylałam. Zawsze miałam własne zdanie na każdy temat, ale nie byłam uparta. Próbowałam nie zwracać na siebie zbytnio uwagi, choć niezwykle rudy kolor włosów często mi w tym przeszkadzał. Byłam skromna.
  Gdy miałam dziesięć lat i dowiedziałam się o nadchodzącej przeprowadzce do Atlanty nie sprzeciwiałam się temu. Nie płakałam.
  Oczywiście było mi przykro. Musiałam zostawić mojego przyjaciela. Moją ciocię i wujka. Całe dzieciństwo.
  Ale z drugiej strony się cieszyłam. Atlanta wydawała mi się miejscem, gdzie doświadczę wszystkiego po raz pierwszy; gdzie spotkam prawdziwych przyjaciół, którzy będą przy mnie zawsze, gdy będę ich potrzebowała. Gdzie dorosnę i będę szczęśliwa, wraz z ludźmi, na których mi zależy.
  I może trudno w to uwierzyć, ale wszystko to się spełniło. A jaki był tego sens, skoro zaraz miałam to wszystko zostawić? Skoro wszystko miało zostać tylko smutnym wspomnieniem?
  Niewiadome było jeszcze, czy na pewno się przeprowadzimy. Bez wątpliwości mieliśmy pojechać do Brick i zostać tam całe wakacje, by móc wspierać ciocię Anne. Ale jak duża szansa była na to, że wujek Tom wyjdzie ze śpiączki? Wolałam nawet o tym nie myśleć.
  Czy naprawdę prosiłam o tak wiele? Jedno życzenie. Tylko jedno. By wujek Tom się obudził i wszystko wróciło do normy.
  Czy to naprawdę tak wiele?


- Powiedziałaś mu? - zapytała mnie Diana, gdy siadałyśmy przy naszym stoliku w szkolnej kawiarni.
- Jeszcze nie... - oznajmiłam, spoglądając na stół.
- Więc na co czekasz?
- Nie wiem. Po prostu... Nie mogę - złapałam się za głowę i podparłam się bezradnie na łokciach - To znaczy, że nie pojadę z nim do jego domku letniskowego. Jednak nie spędzimy razem wakacji. A co gorsze: może w ogóle... - w tej chwili głos mi się załamał.
- Alice... Hej, wszystko będzie dobrze - Diana wyciągnęła rękę w stronę mojej dłoni i ją uściskała - Zobaczysz, wszystko się w końcu jakoś ułoży. 
- Ale... Co, jeśli nie? Co, jeśli nic się nie ułoży? Jeśli wujek się nie obudzi i będziemy musieli tam zostać. To już będzie koniec. Koniec wszystkiego.
- Przestań, nawet tak nie myśl! Rozumiesz? Wszystko się ułoży - powtórzyła i uśmiechnęła się smutno.
- Co się ułoży? - usłyszałyśmy nagle i obok mnie usiadł Peter.
- Al, wszystko okej? Prawie w ogóle cię dzisiaj nie widziałem, oprócz tego ranka. - wyglądał na poważnie zaniepokojonego - Czy ty mnie unikasz?
- Nie. Nie - powtórzyłam - Skąd ci to przyszło do głowy? Po prostu miałam sporo spraw do załatwienia.
  Diana skarciła mnie wzrokiem, a ja odpowiedziałam jej miną: ,,No, co??"